Komentarze: 24
yes. I need you baby.
***
szczypie mnie skóra. szczypie mnie nos. no tak, to już trzecie godzina jak leżę na słońcu. 'posmarujesz mi plecy?' - słysze senny głos tuż obok mnie. to mój mężczyzna. niby odporny na słobości i przeszkody, a jednak niewinne słońce tak łatwo rozłożyło go na łopatki. pocieszne. 'nooom' - odpowiadam wyrywając sie z mojego zawiasu, z zamyślenia. 'ty to jestes lalunia' - mówię do niego ironicznie, widząc jak opalił sobie plecy. jaki chce być piękny. 'moja lalunia' - dodaję, kończąc smarowanie.
***
'eeej tego właśnie najbardziej nie lubię. nie wkładaj mi głowy pod wodę, bo ci się utopię, kurde!' - połowa plażowiczów usłyszała mój głos. a potem głosny śmiech Marka. ktoś nam kiedyś mówił, ze jesteśmy oboje stuknięci porządnie nie tyle w głowę, co w sam mózg. i topi mnie cham dalej. aczkolwiek nie powiem, 'toniecie' w jego rękach jest całkiem przyjemne.
***
' ty się nie śmiej. jeszcze ci ściągnę te bokserki pod wodą. zobaczysz' - ;] wypowiedziałam się inteligentnie.
***
mężczyzna:'kasia. a dlaczego jak siedzimy na tym rowerku (wodnym) to nie odczuwam żadnej różnicy między chwilą gdy pedałujemy razem, a chwilą gdy ja pedałuje sam?!'
kobieta: 'taka to już rola kobiety.'
***
zzimna woda. gorrące słońce. lipcowe popołudnie nad jeziorem. pozornie wakacyjna monotonia, aczkolwiek nie na tych wakacjach, cholera. miękki dmuchany materac z dziurą i ciągle schodzącym powietrzem. i dwa paszaki na nim. że niby my. wywalamy się wzajemnie. i śmiejemy. jest fajnie.
love ya' men ;]