Komentarze: 18
kocham go swoja dziwna miłoscia.
kocham chyba.
kocham go swoja dziwna miłoscia.
kocham chyba.
i mimo tego cholernego..........
[pisałam to wczoraj wieczorem...]
widać ze już niemiły nastrój wkradł się do mnie na bloga.czuć jak smierdzi smutkiem. 'boshh...co się znowu tej kasi stało..?' pomyslicie bezwiednie.a ja wam odpowiem: 'to co zawsze, chociaż już rzadziej.chociaz juz sie usmiechało.a jednak wróciło nieproszone'. i nikt tego tutaj nie chciał.
nie będę sie bawiła.owijała w bawełnę.nie będę gadała rzeczy typu: 'zabiję się' albo 'nawet nie wiesz jak mi zle'. powiem wprost to, czego pewnie już każdy się nieszczęsliwie domyslił. tak, znowu sie pokłócilismy. fuck.
znowu o rzecz banalna. dosc nieistotna. mało ważna. ale taka mała wielka sprawa nas przerosła, nie dalismy sobie rady. wybuchlismy. przyczepilismy sie. i sie pokłócilismy. dosc standardowy szablon dzisiejszych zwiazków. nie no dosc.
nie zdalismy sprawdzianu jaki znowu zadało nam życie. każdy z nas postawił na swoje. a nasza wspólna odpowiedz na przeciwnosci losu okazała się błędna. nie poradzilismy sobie choc oboje jestesmy silni, rozsadni i ... zakochani. choc mamy wspolnie, patrzac na nas jako na parę, wiele pozytywnych cech, to nasze w tym momenci olbrzymie wady wygrały. to nie jest takie rozwiazanie jakie wybralibysmy na spokojnie. no cóż, poniosły nas emocje. chwila zbajerowała i pff.
pesymistycznie to wyglada. a no. niby tak. ale wiesz, ja jednak żyje z dosc duza swiadomoscia, ze jutro sie pogodzimy. ze mnie pocałuje. ze wyjasnimy sobie wszystko. i ze znowu bedzie dobrze. bo przyjemnosc lubi sie powtarzac. ale ja dziekuje szczerze za takie nahalne powtarzanie. damy radę, kooooot'ku.
nie wiem sama czy to słuszne. nie wiem czy robimy rozsadnie. ale moze te nasze ostre wymiany zdań sa pewna próba walki z monotonia zycia. moze mamy zamiar sobie co nie co urozmaicic. a moze poprostu lubimy sie godzic. mmm godzic. bagatela. a mi się chce smiac.
[..a kończe dzisiaj rano]
tak.przyjechał do mnie.sam z siebie.bo chciał.pretekstem była jakas głupia płyta, ale oboje wiemy, albo chociaz mamy nadzieje ze powodem było to co nas łaczy. niech łaczy dalej. niech będzie silniejsze. niech trwa.
tak bosko się do niego przytuliłam. poczułam miękka bluze.perfumy.błogo...
jestem z nim koło 5 miesiecy.jestesmy ze soba. dużo przeżylismy.wiele o sobie wiemy.dajemy sobie wzajemne szczescie, uzupełniamy umijeętnie swoje życie. czerpiemy z tego radosc, ale takze doswiadczenie.pokochałam...?
wszędzie mnie pełno, ale nigdzie mnie nie ma.........
było ciepłe majowe popołudnie. do mojego pokoju wdzierało się figlarnie kilka promyków słońca, rozswietlajac nieswiadomie pomieszczenie.na pólkach jak zwykle stały krowy.te porcelanowe były lekko musniete kurzem, co nadawało im dosc dziwny wyglad. krowy maskotki poprzewracały sie, albo ktos je przypadkowo poprzewracał.a kazdym razie one tez były subtelnie przybrudnawe. z parapetu, zza łaciatej ramki patrzały na mnie dwie osoby, ja i mój Marek. bylismy szczesliwi na tym głupim zdjeciu. usmiechalismy sie i przytulalismy.błogo i banalnie. hmm...dwójka dzieciaków chce posmakowac dorosłego zycia.nie.
na podłodze, na jeszcze nie zniszczonych panelach leży skóra krowy. moze futro.nie wiem jak sie mówi.łaciate i lezy na podłodze.bezwiednie wala sie z kata w kat, ale nadaje pokojowi małego uroku. małego krowiego charakteru. na kanapie koc. niechulujnie rozłozony.jak zwykle pewna nieokreslona osoba siedziałą na kanapie nieumiejetnie i wzburzyła czytosc pokoju, zrzucajac koc. tak. to pewnie ja sama. z Markiem. pewnie my znowu wariowalismy. siedzielismy dosc niespokojnie. pewnie to znowu nasza sprawka. dwoje młodych robi podaje sie za dwójke starych.nie.
na scianie małe plamki od farby plakatowej.sciana różowa.plamy zielone.niekolorystycznie.niezgodnie z zasadami plastyki, sztuki czy czego tam.tak, ale ja i Ruda bijac sie na pedzle i probojac sie pomalowac, nie patrzyłysmy na układ kolorow. my sie tylko dobrze bawiłysmy czego konsekwencje widac na scianie.dwa przekrety. przy wejsciu wazonik z róża.czerwona.niebieski wazonik, czerwona roza. milszy układ barw. roza zgodny. roza zakochania. roza symbolem nas. mnie i Marka. dwoch niedojrzałych wkraczajacych za szybko w zycie dorosłych. nie.
a ty...tak ty. zastanow sie nad soba.czasami cos mi powiesz za szybko. bez przemyslenia. bez zastanowienia. powiesz i zapomniasz. a to sie zapisuje....u mnie.w moich myslach. we mnie. waaaaaaaaale to;] a ja sobie poradze.w swoim pokoju. z oznakami zakochania z moimi symbolami. ja znajde opracie w tym, co dla ciebie jest niczym. bo ja proboje czerpac z zycia korzysci. probuje je dawac.
damy rade. idziemy na melanz-a;]
z biórka spadła poracelanowa figurka. pobiła sie. juz jej nie ma.
kontynuujac moje dosc'iowanie kokosowe, ale nie przynudzajac już...'kokosowo mi' i innymi wyrażniami tego typu, chcę powiedzieć poczatkowo..ehm..dzien dobry. miło cicho przyjemnie i kulturalnie;] a no kurde.
byłam dzisiaj w cyrku.co za przyżycie.nie zdarza się codziennie, a wysiedziec w cyrku przez niemalże 2h [czytaj: dwie godziny:] to dla mnie, nastolatki która niewatpliwie rozpiera energia, nie lada wyzwanie.tym bardziej że miałam koło siebie mojego przyszłego kandydata na męża.eeee.i podsumowujac to całe dzisiajesze cyrkowe zajscie, to dosc nudno było.kiedy klaun wychodził na scenę dzieci krzywiły i płakały [wcale nie ze smiechu], co jest ewidentnym przykładem ludzkiej inteligencji już w młodszych stadiach życia.drogie dzieci po prostu potrafiły rozróżnić załosengo człowieka od normalnego, i chcac podjac z nim jakis rodzaj walki [psychicznej] płakały. dobre dzieci. jeden odważny chłopczyk podszedł do klauna 'idz stad i nie wracaj' [bo tak go inetligentnie nazwałam] i powiedział mu szczerze i niewinnie: "spadaj pan". ludzka szczerosc nie zna granic, a tym bardziej u dzieci nie ma mowy o jakichkolwiek granicach.doprawdy żałosne.
kokosów w cyrku nie było.żałosniejsze.
w pewnym momencie cisza na sali została przerwana.ludzie zaczęli wydawać dziwne odgłosy typu: 'oooo' albo 'aaaa', te same dzieci krzyczały: 'pac tam.pac.' popatrzyłam nieswiadomie. 'aaa małpa im uciekła' tego się generalnie można było spodziewać, bo wśród kilkunastu [delikatnie mówiac] 'niedociagnięc', tego zabraknac nie mogło. smiać mi się chciało. siedzę na sali, wokół mnie biega małpa, dziwnie pomalowana pani pracowniczka cyrku lata i krzyczy: 'monkus kochanie, gdzie jestes..?' a ludzie wydaja niecodzienne odgłosy.przeżycie noo noo.
cos niemiłosiernie zasmierdziało.no tak, koń zrobił kupe.jak miło.
węże były.dusiciele czy jakies tam.generalnie nie interesuję się tego typu wężami, ale Marek mówił że dusiciele, to dusiciele.i można je było dotknać/pomacać. [jak kto woli:] (bo Kaczka zboczeniec pewnie wolała by 'pomacać' :) nie dotykałam. 'a po co myslę sobie..? waż jak waż. jeszcze mi palca udusi i tyle będzie z tego mojego dotykania/macania (droga Kaczko:) dzieci macały, widocznie musiały odreagować po słuchaniu pana klauna.smierdział jak przeszedł koło mnie.może to efekty cyrkowe..'chłyt marketingowy'.ej dosć.
podsumowujac miłym akcentem: 'dzieci, nie chodzcie do cyrku, a będziecie zdrowe i kosci będa wam lepiej rosły'
kokosowa radzi.z doswiadczenia mówię.a swoję przeżyłam.szczególnie dzisiaj.oo tak.
uwaga, bo muszę sobie pomarudzic.i to nie pod nosem tylko tu i teraz..yh.
odechciało mi się momentalnie wszystkiego.zbrzydły mi te smierdzace kokosy.nie moge juz myc głowy tym oriflejmowskim szamponem z niewdzięczynm napisem 'with coconut'.i nawet już nie idę do skelpu po ta kokosowa princesse.i nie przełknęłabym ani kawałka tych swiezych kokosanek z cukierni.a nawet nie mam ochoty na ten deser kokosowy z Opusa,który rzekomo [wg menu] można było go zamówic płacac bodajze 6zł. (po krótkiej rozmowie z kelnerem wywnioskowałam ze 'desery, frytki, lody, ciepłe napoje i sałatki' sa chwilowo niedostepne. na pytanie 'a co w takim razie jest..?' usłyszałam..'soki...ewentualnie piwo'. o nie. dziękuje.piwa to ja mam dosc na 3 lata po tej 'niegrzecznej' wycieczce, a sok mam w domu. zreszta soku kokosowego nie było.) doszłam także do wniosku, że same wiórki kokosowe sa gorzej niz niedobre i nie dam rady zjesc sama choćby 1/4 paczki.co innego gdyby był dżem z kokosów.jadłabym wiórki kokosowe z dżemem kokosowym.wybuchowe bodajże.taaaaak.
osobniku płci męskiej, czy czy zgadzasz się ze stwierdzeniem, że kobiecie łatwo dogodzić...?!
i nawet nie byłabym zła gdybys teraz do mnie przyszedł i przytulił mnie.nie obraziłabym sie.nie miałabym zadnych watpliwosci, gdybys mnie tak po prostu pocałował.sam z siebie.poczułabym się dosc miło, gdybys wział mnie za rękę i zaprowadził byle gdzie.moze.nawet gdybys mnie poprosił o to, zebym ci w czyms pomogła, nie byłabym zła.nieodmówiłabym.i chciałabym Cię zobaczyc własnie teraz.co ty na to...? ej i spadaj.
mam miesiaczke i odczuwam subtelny dyskomfort, wiesz...?!
mogłabym isc teraz do sklepu.kupic sobie cos małego.albo do fryzjera.zmienic cos w sobie.a moze do solarium.poleżec.pomyslec.i przy okzaji się poopalac.i to wszystko było by całkiem realne, gdybym wczesniej nie straciła całej mojej kasy w kilka godzin.gdybym nie pokupywała sobie tych wszytkich pierdołek.gdyby.gdyby.gdyby.
masz jakis pomysł na moje zycie...?
kupisz mi cos kokosowego w końcu?!;]