dostałam różyczkę. uszykował mi kolacje. i gdyby było już ciemno to byłaby przy świecach. ubrał się w swoją ładną koszule. zamiast czerwonego wina wytrawnego był sok. i piwo. dla mnie to nie ma różnicy, bo moja wyobraźnia nie zna granic. z wieży sączyła się muzyka. cicho i nastrojowo.
jak w amerykańskim filmie. gdzie główną rolę gramy My.
powiedział że mnie kocha.
urlop spełnił wymagania. i jak to się mówi 'dawał rade'. bo każdemu potrzebne są trzy dni maksymalnego wynudzenia. każdy chce się kiedys tak wynudzić, że już tą nudą rzygać się chce. każdy chce się pobawić w nicnierobienie. ot tak, na wakacjach dla odmiany. nudziłam się w domu, na podwórku, na mieście i nad jeziorami...
powiedziałam markowi że nad jeziorem był śliczny chłopak. i że się na mnie popatrzył i uśmiechnął. a on powiedział że na basenie jest taka dzieczyna masakra że każdy się za nią ogląda..
nie, my nie jesteśmy durni :D my się kochamy. po swojemu. bosko po swojemu.